2022.12.20 – Rozmyślanie – Kontemplacja

 

Ks. Jan Popiel S.J. – Rozmowy o modlitwie

6. Rozmyślanie

 

Nieraz w życiu rozmyślamy nad różnymi sprawami, nad naszym życiem, nad tym, co dzieje się w świecie, a może i nad tym, co będzie po życiu. Myślimy także o Bogu, zastanawiamy się nad Nim. Po takim rozmyślaniu czujemy się często bogatszymi, mądrzejszymi. Takie rozmyślanie może zmienić się w modlitwę, jeżeli wprowadzimy w nie Boga. Wówczas rozmyślanie samotne staje się rozmyślaniem „we dwie osoby”.

Dobrze jest mieć w życiu czas na rozmyślanie, które pogłębia człowieka, czyni go zarazem i spokojniejszym i bardziej konsekwentnym w postępowaniu, również często także radośniejszym. Ten czas trzeba sobie zarezerwować, z góry układając plan swojego życia, gdyż inaczej pod naporem codziennych czynności zawsze będzie go nam brakować, będziemy sobie mówili „później”, co w praktyce znaczy: „nigdy”.

Pytanie: jak długi czas mamy na to przeznaczyć? Może pięć, może dziesięć minut, może więcej, zależnie od możliwości. Pora takiego rozmyślania może być obojętna, dobrze jednak byłoby, aby człowiek nie był przed przystąpieniem do rozmyślania nieprzytomnie zmęczony, by był zdolny do myślenia.

Gdzie mamy rozmyślać? Jest to w zasadzie obojętne, byle było to, przynajmniej na początku, miejsce zapewniające spokój i ciszę. I co dalej?

Trzeba również z góry przygotować sobie temat, który ma być rozważany. Dlaczego? Ponieważ bez zrobienia tego już od samego początku rozmyślania zaczną się roztargnienia. Szukając tematu, zamiast już nad nim rozmyślać, zaplączemy się w sprawy naszego życia i może zdarzyć się tak, że ockniemy się dopiero po dłuższym czasie, stwierdzając, iż myślimy o wszystkim i o niczym. Byliśmy myślą gdzie indziej.

Jak wybrać temat? To zależy od naszej sytuacji i potrzeb. Temat mogą stanowić jakieś konkretne sprawy wymagające przemyślenia i przemodlenia. Mogą nim być znane modlitwy, wymagające jednak pogłębienia, na przykład „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo” lub „Wierzę w Boga Ojca”. Może nim być fragment Ewangelii lub jakaś konkretna przypowieść. Bywają także książki o charakterze rozważań, które – zwłaszcza w początkach praktykowania rozmyślania – znacznie ułatwią sprawę. Nie można chwytać bez namysłu tego, co jest pod ręką, lecz trzeba zapoznać się wcześniej z wybranym tekstem i stwierdzić, czy nadaje się do rozmyślania dla mnie.

Również postawa przyjmowana na modlitwie jest w zasadzie obojętna. Musi ona jednak z jednej strony być postawą pewnego rozluźnienia i rozprężenia, by ciało nie przeszkadzało myśleniu. Z drugiej strony natomiast powinna ona ułatwiać skupienie, o którym mówiliśmy ostatnio. Można przyjąć postawę klęczącą, siedzącą czy stojącą. Osoby starsze lub chore mogą spokojnie leżeć. Każdy musi sobie wyszukać i dobrać odpowiednią dla niego postawę. Musimy pamiętać również i o szacunku dla Boga, wyrażonym przez postawę, jaką przyjmujemy, bo przecież jest to spotkanie z Nim samym. Postawa może się też zmienić w trakcie rozmyślania, zależnie od stopnia natchnienia i charakteru modlitwy. Postawa w czasie modlitwy ma pomagać a jednocześnie ma być wyrazem tego, co się dzieje w nas. Modlić się można także ciałem.

Oczywiście, postawa może wymuszać także miejsce, w którym odbywa się nasza modlitwa. Gdy nikt nas nie widzi, pozwolić sobie na dużą dowolność, ale jeśli modlimy się publicznie czy w kościele, musimy przybierać pewne postawy ogólnie przyjęte i uznawane.

Punktem wyjścia modlitwy jest zawsze chwila skupienia. Trzeba się więc wyciszyć, to znaczy odsunąć na bok wszystkie troski i sprawy bieżące. Można zamknąć oczy, uświadomić sobie: „Teraz tylko Bóg i ja”. Ta chwila skupienia musi trwać nie za krótko i nie za długo. Czasem zjawi się, jak gdyby znikąd, jakaś myśl związana z Bogiem, z życiem wewnętrznym. Można wówczas iść jej torem. Jeśli nic nie zjawi się spontanicznie, trzeba wprowadzić przygotowany uprzednio temat, przypomnieć go sobie krótko, przeczytać, uświadomić sobie jeszcze raz obecność Boga i spokojnie zacząć rozmyślanie.

Tu może jednak zjawić się problem: co znaczy rozważanie? Zrozumiemy to lepiej na przykładzie. Weźmy „Ojcze nasz”, pierwsze jego wezwanie, „Ojciec”. Co oznacza to słowo? Wiemy, co znaczy ojciec, kim jest dla dziecka. Bóg kazał nam nazywać siebie „Ojcem”. A więc jest „Ojcem”, to znaczy, że ja jestem Jego dzieckiem. Co to znaczy: „być dzieckiem?” Zaufanie dziecka, miłość dziecka, spokój, gdy się wie, że Ojciec czuwa? On, Bóg jest idealnym Ojcem, możemy więc mieć do Niego pełne zaufanie. Ojciec kocha, ale zarazem wymaga, bo jest mądry i chce naszego prawdziwego dobra, Ojciec pomaga, gdy jesteśmy słabi. Czasem się ukrywa, zmuszając nas do szukania Go, wysiłku.

Spróbujcie zastanowić się dalej nad tym już sami. Nie trzeba jednak popadać w nerwowość. Nie trzeba też starać się znaleźć za jednym razem jak najwięcej najrozmaitszych aspektów zagadnienia: Bóg jako Ojciec i ja jako dziecko. W trakcie rozważania na pewno coś nas szczególnego uderzy, coś zacznie dźwięczeć i wówczas nie trzeba śpieszyć się dalej. Trzeba się zatrzymać i pozwolić tej myśli jak gdyby zapuścić korzenie w duszy, by stała się słowem Boga dla mnie.

 

* * * * * * * * * *

 

Rozważanie pewnego tematu, słów czy treści można nazwać trzonem myślenia. W trakcie powolnego, spokojnego rozważania treści staje się i jaśniejsza i zarazem bogatsza. Czasem nawet ogarnia nas zdziwienie, że tyle bogactwa może się kryć w jednym zdaniu. Dlatego nie trzeba się śpieszyć, ani przeskakiwać z tematu na temat. Rozmyślanie nie jest gromadzeniem wiadomości na dany temat, lecz zgłębianiem tego, co tak często wiemy powierzchownie i co na nowo właśnie odkrywamy.

Prawda odkrywana poprzez rozważanie zaczyna powoli „wsiąkać” w duszę. Nie oznacza to tylko czystego zapamiętywania odkrytej prawdy. To, co odkrywamy, jest doświadczeniem całego człowieka, które staje się cząstką jego życia. Człowiek zaczyna patrzeć trochę inaczej na różne sprawy i zarazem inaczej się do nich ustosunkowywać.

Wróćmy jeszcze raz do „Ojcze nasz”. Jeśli uświadomiliśmy sobie, że Bóg jest prawdziwym i najlepszym Ojcem, że mnie kocha, to stosunek czci pełnej obawy nabiera wyrazu głębokiej i ufnej miłości i serdeczności. Bóg staje się daleko bliższy, wiąże się z nami. To rozważanie przekształca powoli naszą osobowość. Niemałą rolę odgrywa tu uczucie, budzące się nieraz pod wpływem rozważania.

Rozmyślanie nie jest tylko suchym rozważaniem. Jest to myślenie „we dwie osoby”, jest to spotkanie z Bogiem, który nie jest dla mnie kimś obojętnym, bo jest przecież zaangażowany w moje życie. Rozważanie czyni Go bliższym nam, wprowadza mnie w Jego sprawy, a Jego w moje. To właśnie bardzo często budzi uczucia różnego rodzaju, niezależnie od tematu: podziwu, skruchy, wdzięczności, oddania, radości.

Uczucie jest czymś bardzo ważnym w życiu, bo czyni je i bogatszym i łatwiejszym; można powiedzieć, że dodaje mu barwy i smaku, że porusza i pociąga. Niełatwo określić, czym jest to wewnętrzne poruszenie. Zresztą nie będę się na to silił, ponieważ każdy zna je z własnego doświadczenia.

Prawdziwe uczucie musi być szczere i samorzutne. Jest ono uwarunkowane różnymi przeżyciami i dlatego nie można go wywoływać do woli. Przykład: dwoje młodych zna się już od pewnego czasu, może przyjaźnią się w szkole lub na uczelni, owszem, lubią się, ale... w pewnej chwili coś się nagle otwiera i budzi się potężne uczucie miłości. Inny przykład: jestem na wycieczce, znam trasę, przychodzę w jakieś znane mi miejsce i – nagle budzi się we mnie zachwyt. Albo: rozważam mękę Jezusa. Czyniłem to już wielokrotnie, ale w pewnym momencie nagle rozumiem i to rozumienie wzrusza mnie do głębi. Jak On mnie musiał kochać! Takie doznanie bywa nieraz do tego stopnia silne, że zmienia całe życie ludzkie. Możemy o tym czytać w życiorysach wielu świętych.

Czy można wywoływać uczucie? Często się usiłuje to robić, gdy się go raz doznało, ale nawet gdy coś takiego powstanie, to przeważnie nie jest to już to. Nie ma recepty na budzenie prawdziwych uczuć. Istniej jednak u wielu ludzi dążenie do tego, by modlitwa, zwłaszcza myślna, był przeżywaniem uczuciowym. Znana jest nam z przeżycia wartości uczucia i chcielibyśmy by ono się powtórzyło. Istnieje również nieraz tendencja, by mierzyć wartość modlitwy miarą uczucia. Dążenie to jest fałszywe i prowadzi do wewnętrznej nieszczerości. Uczucie wzbogaca człowieka, ale wartość jego życia nie polega na uczuciach.

Dwoje ludzi się kocha. Jakże często po pewnym czasie zanika żar uczucia, a jednak miłość się pogłębia. Nadal potrzebują siebie nawzajem, nadal jedno żyje dla drugiego. Miłość trwa. To samo ma miejsce na modlitwie. Są chwile uniesienia i chwile oschłości, gdy człowiek ma ochotę rzucić modlitwę, bo ona mu nie „wychodzi” i wydaje mu się, że Bóg jest daleko, albo że wcale Go nie ma.

Mówiliśmy dotychczas o uczuciach. Jak gdyby to była sprawa czysto ludzka. Jest nią i zarazem nie jest. Jest ludzka, bo jest przeżywana przez człowieka, a zarazem nie jest ludzka, bo przecież podczas modlitwy wkracza w moje życie Bóg. Działa On bardzo różnie. Czasem jest bliski, a czasem daleki, czasem wzrusza nas do głębi, a czasem nie. Owszem, mogą tu odgrywać rolę czynniki czysto naturalne: choroba, zmęczenie..., ale nie zawsze. Bóg jest Panem. On jest tym, który mnie prowadzi i zachowuje się nieraz bardzo dziwnie. Czy nie dziwnie zachowywał się Ojciec w stosunku do Syna, gdy zostawił go samego w Ogrodzie Oliwnym? Można wołać i prosić, ale gdy Ojciec pozornie nie słyszy, trzeba mówić „bądź wola Twoja” i cierpliwie trwać przy Nim.

Wartość modlitwy nie polega na uczuciach, ale na tym, że pomaga nam ona coraz pełniej kochać Ojca, być z Nim, choć się Go nie czuje i pełnić Jego wolę. A to właśnie jest wyrazem miłości.

 

* * * * * * * * * *

Rozważanie, które stanowi punkt wyjścia, a zarazem fundament rozmyślania, wywiera niemały wpływ, mówiliśmy o tym ostatnio, na sferę naszych uczuć. Uczucia te bywają różne, również w dziedzinie przeżyć religijnych człowieka. Jedne mijają szybko, inne prowadzą do głębokich przemian dokonujących się we wnętrzu. Przemiany te znajdują swój wyraz w sposobie życia i postępowania i tu wchodzimy w sferę woli.

Wola człowieka przejawia się w podejmowaniu decyzji, decyzje zaś rodzą się z rozważania racji „za” i „przeciw”. Gdy budzi się w człowieku potężne uczucie, rodzące się nie zawsze z dogłębnego rozważania sprawy, spotykamy się także z decyzjami nieprzemyślanymi, które nieraz ujemnie wpływają na nasze życie. Stąd także w sprawach moralnych i religijnych rozważanie jest czynnikiem ważnym, chyba, że w danym przypadku wpływ łaski jest tak silny, iż czyni on dla nas sprawę decyzji oczywistą. I w takich przypadkach jednak konieczna jest rozwaga a nieraz i szukanie rady, by porywu własnego uczucia nie wziąć za znak woli Boga.

Jeżeli rozmyślanie nie ma się skończyć tylko na pobożnym spędzeniu pewnego odcinka czasu, jeśli ma wywierać wpływ na całość naszego życia, rozważanie Bożej prawdy musi się łączyć z podejmowaniem pewnych decyzji, postanowień. Oczywiście, każda chwila spędzona z Bogiem jest dla nas cenna i nie pozostaje bez śladu. Musimy jednak pamiętać, że ustawicznie „jesteśmy w drodze”, że Bóg każdego dnia nas po swej drodze prowadzi, względnie usiłuje to robić. Nasze decyzje są krokami czynionymi na tej drodze, oczywiście pod warunkiem, że za decyzją pójdzie wykonanie. I znów rozważanie pewnej prawdy, w związku z budzącym się nieraz uczuciem, ma nadać naszemu postępowaniu właściwy kierunek i sprawić zarazem, że oczekiwany przez Boga krok zostanie zrobiony.

Łączyliśmy ostatnio ustawicznie rozważanie z uczuciem. Mówiliśmy: Rozważanie budzi uczucie, poruszony rozważaniem i uczuciem człowiek podejmuje decyzje, decyzja wiedzie do ustawicznego nadawania naszemu życiu Bożego kształtu. Dobrze, ale co zrobić, jeśli uczucie się nie budzi? Rozważając pewne prawdy Boże, widzimy ich słuszność, ale to nie budzi w nas szczególnego uczuciowego poruszenia. Wyjdźmy od przykładu. „Miłuj bliźniego”. Rozważamy tę tak dobrze nam znaną prawdę. Jest ona jak najbardziej słuszna. Jak wyglądałoby życie człowieka, gdyby rozwijało się ono zgodnie z tym przykazaniem Boga? Czy nie dlatego Chrystus jest nam tak bliski, że zbliżał się z miłością do każdego człowieka? Wchodzę w mój osobisty świat. W doznane przykrości i krzywdy, ale również i w te, które przeze mnie zostały wyrządzone. Zaczyna się powoli kształtować jakby obraz mojego odnowionego, lepszego życia. Pada pytanie: Co będę musiał konkretnie zmienić? Jak ustawić mój stosunek do tej lub innej osoby? Nie budzą się przy tym żadne szczególne uczucia, po prostu widzę co powinienem uczynić i jakie podjąć decyzje. Takie rozważanie może być chłodne.

Łaska Boża nie zawsze działa „na gorąco”. Owszem, mogę stwierdzić, że byłem okropnym egoistą, że zachowywałem się paskudnie wobec najbliższych, że zmarnowałem tak wiele okazji pomocy. Wstyd mi, zwłaszcza, gdy uświadomię sobie jak Chrystus jest ustawicznie dobry wobec mnie! Czasami jednak tylko widzę, nie czuję. Jasne widzenie wystarczy do poruszenia woli. Tak przecież często bywa w naszym życiu codziennym. Po prostu widzimy, że coś i to może natychmiast należy poprawić, zrobić, bo w przeciwnym razie wystąpią jakieś ujemne skutki, szkoda własna lub cudza, a może po prostu minie bezpowrotnie jakaś okazja.

Nasze rozmyślanie, nasza rozmowa z Bogiem zmierza prawie zawsze w jednym kierunku. Ów kierunek rodzi się właśnie z tego spotkania. Rodzi się, to znaczy uświadamiam sobie pod wpływem łaski, lecz jakże często prawie nie odczuwalnej, że trzeba działać konkretnie, w pewien określony sposób. Dobrą jest rzeczą pod koniec modlitwy uświadomić sobie wnioski, które się z niej zrodziły, a jeśli trudno mi je sobie skonkretyzować, to przynajmniej przypomnieć sobie raz jeszcze, o czym właściwie była moja rozmowa z Bogiem. Można to uczynić w formie serdecznego dialogu czy to z Trójcą Świętą, czy z poszczególnymi Osobami Bożymi, czy z Matką Najświętszą, czy z bliskimi Świętymi. Pod koniec modlitwy dusza bywa często rozgrzana, uczucie rodzi się łatwiej.

Serdeczność modlitwy to wielki dar Boga, o który trzeba prosić. Na końcu rozmyślania trzeba dziękować za wszystko, co zostało nam dane.

7. Kontemplacja

 

Słowo „kontemplacja” może nie wszystkim Czytelnikom jest dobrze znane. Pochodzi ono z języka łacińskiego i łączy w sobie „spokojne oglądanie przesycone myślą”. Stoję przed pięknym obrazem Ukrzyżowania, patrzę, ale też patrząc – myślę.

Mówiąc poprzednio o rozmyślaniu wyróżniliśmy pamięć, która dostarcza nam materiału, rozum, który ten materiał rozwija i pogłębia, uczucie, które budzi się pod wpływem myśli poruszającej naszą duszę i wreszcie wolę, która sprawia, że rozważanie wywiera wpływ na nasze postępowanie, na kształt naszego życia. Zostawiliśmy na boku wyobraźnię, a wiemy przecież, jaki wpływ wywiera ona na całość naszego życia, jak działa nieraz daleko silniej niż rozum. W kontemplacji wprowadzamy wyobraźnię w sferę naszej modlitwy.

Tak często oglądamy filmy w telewizji czy kinie. Jak one powstają? Najpierw układają się w pewną całość w wyobraźni pisarza. Czerpie on materiał do scenariusza, do historii tego co dzieje się w filmie, z pamięci, w której tkwią nie tylko myśli, ale i obrazy. Każdy z nas ma w swej pamięci „magazyn” doznanych kiedyś wrażeń wzrokowych, słuchowych, dotykowych, zapachów, smaków. Pamiętamy je i gdy się powtarzają, są nam już znajome. To wszystko przetworzone przez wyobraźnię pisarza, przesycone zarazem myślą, zjawia się w jego dziele. Reżyser, który tworzy film, widzi to, co autor napisał jeszcze bardziej obrazowo i nadaje mu kształt życia.

Bierzemy do ręki Ewangelię. Czytamy urywek o rozmnożeniu chleba. Zamykamy oczy i widzimy okolicę, w której to zdarzenie miało miejsce: łąkę, trawę, może stok wzgórza. Zmęczony tłum. Słuchamy szmer głosów. Chrystus przestał mówić. Co będzie dalej? Grupka Apostołów koło Chrystusa, rozmowa. Weźmijcie do ręki Ewangelię wg św. Mateusza (4, 15 nn) i powolutku starajcie się sobie to wszystko wyobrazić, jak gdybyście byli świadkami tego zdarzenia, jak gdybyście byli w tłumie, pośród innych. W ten sposób wchodzimy w świat Chrystusa, w to, co kiedyś się działo, ale co nie traciło dla nas swego znaczenia, co nadal, choć w odmienny sposób, jest aktualne. To wejście wyobraźnią w ewangeliczne zdarzenie prowadzi do spotkania z Chrystusem, do poznania Go, do ponownego zastanawiania się nad tym, kim On jest. Jaki był dobry, myślący o ludziach i zarazem jak cicho, bez zwracania na siebie uwagi – Apostołowie po prostu roznoszą chleb – jest potężny. Tu nie trzeba wiele myśleć, trzeba po prostu patrzeć, słuchać, odczuwać.

Przeprowadzając taką kontemplację, odgrywamy jak gdyby podwójną rolę, bo i tego, który tworzy film i tego, który go ogląda. Tu jednak rola twórcy jest trochę podświadoma. Nie mamy się starać o to, by misternie tworzyć ten nasz wewnętrzny film, lecz przede wszystkim, by patrzeć, słuchać, odczuwać. Film wyobraźni musi się przekształcić w ewangeliczną rzeczywistość. Ja muszę być w tym tłumie, blisko Apostołów i Chrystusa. To kontemplowanie, odczuwanie tego, co się dzieje, budzi myśli, uczucia, działa na wolę i wszystko dzieje się podobnie, jak to ma miejsce w rozmyślaniu.

Kilka uwaga. Ten film, o którym mówiliśmy, musi się rozwijać w wolnym tempie, musi się czasem zatrzymać, byśmy mieli czas na zastanowienie się, na dostrzeżenie jakiegoś ważnego szczegółu. Musimy cieszyć się tym, czego jesteśmy świadkami. Ewangelia jest pisana po prostu obrazowo, ale nie można jej czytać szybko. Kontemplacja polega na „smakowaniu”. Mamy może jakiś swój ulubiony obraz, widzieliśmy go już kilka razy, ale zawsze na nowo możemy przed nim, w kościele czy w muzeum, usiąść i patrzeć.

Nie każdy ma również żywą wyobraźnię i nie każdemu ten sposób modlitwy będzie odpowiadał. To nic nie szkodzi, trzeba wtedy rozmyślać w sposób, o którym mówiliśmy uprzednio, nie siląc się na tworzenie obrazów. Czy tego sposobu modlitwy o spokojnym rytmie, w którym jest mniej rozważania, aktywności, a więc przyjmowania (patrzenie, słuchanie, odczuwanie) nie da się stosować z wykluczeniem wyobraźni? Owszem, ale jest to nieco trudniejsze i wymaga już pewnego doświadczenia w obcowaniu z Bogiem. Nie będę tu wchodził w teorię, wyjdę od przykładu. Klęczę przed tabernakulum, czy wystawionym Najświętszym Sakramentem i myślę sobie tylko: „On tu jest” i staram się po prostu tylko odczuwać Jego obecność. Albo siedzę w ciszy gdzieś, miejsce nieważne, i myślę: „Duch Święty mieszka we mnie. Ufam, że jestem w stanie łaski”. Albo też nieraz rozważam prawdę o Ojcostwie Boga i myślę tylko: „Ojciec”, przez dłuższy czas.

Ten sposób modlitwy jest o tyle trudniejszy, że wymaga już pewnej umiejętności utrzymania skupienia na jednej myśli przez dłuższy czas. Bóg staje się jednak w takiej modlitwie szczególnie bliski i obecny.

Celem modlitwy myślnej jest możliwie głębokie zrozumienie Boga i „zaprzyjaźnienie się z Nim”. On nam to oferuje. Chce być na co dzień Tym, który wskazuje drogę, pomaga, prowadzi i cieszy się z tego, że z Nim przebywamy, bo nas po prostu kocha.

Kancelaria Parafialna

zegar Poniedziałek, piątek:
07:00 - 09:00
zegar Wtorek, czwartek:
07:00 - 09:00, 16:00 - 18:00
tel Telefon:
(32) 222 31 21 wew. 15

Msze Święte

msza Niedziela i Święta:
07:00, 09:00, 10:30, 12:00, 16:30
msza Dni powszednie:
07:00, 18:00 (+ w piątek 16:30)
uwaga Ważne:

Szybki kontakt

church Adres:
41-400 Mysłowice
ul. Cegielniana 7a
Telefon Telefon dyżurny: 601 142 880
Telefon:
(32) 222 31 21
mail E-mail:
janow.miejskimailkatowicka.pl
Jesteś tutaj: Home KATECHIZM Katecheza dorosłych 2022.12.20 – Rozmyślanie – Kontemplacja